poniedziałek, 30 czerwca 2014

3. List i obawy!

Kochana mamo i tato,

Prosiliście mnie, abyśmy z Hugo zaraz po ceremonii przydziału wysłali do was sowę z informacją jak minęła podróż, jak podoba nam się szkoła oraz do jakiego domu trafiliśmy. Minęły już prawie dwa tygodnie, a ja się nie odzywałam. Hugo pewnie napisał do was co i jak. Wiecie co się stało, dlatego pewnie i wy nie wysyłaliście do mnie listu. Brak wam słów? Boicie się mnie? To że jestem ŚLIZGONKĄ nie znaczy, że nie mam uczuć.

Mam za sobą pierwsze lekcje. Nauczyciele są bardzo mili. Szczególnie profesor Slughorn (staruszek, opiekun domu węża i nauczyciel eliksirów, który chyba jako jedyny cieszy się, że należę do Slytherinu - "Córka takich sławnych i zdolnych czarodziejów w moim domu. Niezwykłe! Jak będziesz trochę starsza to zaproszę Cię do mojego Klubu Ślimaka!") i profesor Longbottom - opiekun Gryfonów, nauczyciel zielarstwa, o czym na pewno wiecie, przyjaźniliście się z nim w szkole. Często próbuję ze mną rozmawiać, ale ja zawsze się wykręcam. Al, James i Hugo też na początku próbowali, lecz teraz ograniczają się do "cześć" na korytarzu. 

A jak u was? Wszystko w porządku? Pozdrówcie ode mnie wszystkich.

Ściskam,
Rose

Dziewczynka odłożyła pióro, schowała list do koperty i powędrowała do sowiarni.

   Pamiętacie jak ostatnio mówiłam, że mam złe przeczucia... Jest coraz gorzej! Głowa pęka mi od nadmiaru emocji! I jeszcze to. Obiecałam sobie, że nikomu tego nie zdradzę! I tak już wypaplałam zbyt wiele. Od dwóch nocy nie mogę spać, non-stop się budzę, nawet jedzenie mi nie pomaga. Wczorajszego wieczoru ktoś tu był, ktoś bądź coś. Gdy układałam się do snu, a w głowie nuciłam sobie melodię mojej ukochanej kołysanki - aby szybciej zasnąć. Do mojego obrazu wleciał list...

   Znam tylko Ciebie, wiem, że mnie nienawidzisz! Zmieniłem się. Szukam przyjaciół, w Tobie pokładam ostatnią nadzieję. Wkrótce się poznamy...

No i co ja mam o tym myśleć? Czyżby kolejny cichy wielbiciel - och było ich już tylu! A może to coś gorszego, a jeśli to seryjny morderca, który pragnie mnie skrzywdzić, co prawda jestem tylko palowidłem, ale ból jest taki sam, nawet mocniejszy. Mam nadzieję, że sprawa się wyjaśni, inaczej będę zmuszona zmienić obraz, a tu jest tak cudownie!

- Co się dzieję? Czemu zgasło światło? Hej jest tu ktoś?
- Aaa pomocy!
- Kto to czyj to głos? Pomóżcie mi! On tu jest!

***
   Kochani i wierni czytelnicy! Niestety z powodu wakacji jesteśmy zmuszone zawiesić bloga na okres 2 tygodni. Życzymy wam miłych wakacji!

wtorek, 24 czerwca 2014

2. Tłusty Bert

   Chwileczkę. Rude włosy na miejscu. Piegi na miejscu. I do tego Weasley. Więc czemuż to do jasnej ciasnej została Ślizgonką? Niemożliwe, niemożliwe. I że mi takich rzeczy udało się dożyć. Przecież dobrze pamiętam, że oni od ZAWSZE się nienawidzili...
   Rose spojrzała z nadzieją na profesor McGonagall. Ta patrzyła na nią ze współczuciem. "Będzie dobrze, będzie dobrze" - powtarzała sobie w duchu dziewczynka - "To tylko Slytherin, dom jak każdy inny, na pewno znajdę sobie wśród nich przyjaciół". Jednak z każdym krokiem zbliżającym ją do stołu domu węża coraz mniej w to wierzyła. W siedzących przy nim było coś co Rose nie odpowiadało. Ten chłód. Czy ona też jest taka?
   Usiadła i zaczęła oglądać twarze swoich towarzyszy. Nic. Nie ma nikogo, kto mógłby nadawać się choćby na kolegę. Objęła wzrokiem salę. James, Albus i Hugo rozmawiali o czymś przyciszonym głosem. Pewnie o niej. Rozglądała się dalej. Wśród innych fryzur dostrzegła jedną bardzo, bardzo jasną. Przyjrzała się dokładniej jej właścicielowi. Scorpius - rozpoznała chłopca z peronu. Siedział wśród innych Krukonów i znudzony, bawił się widelcem.
- Proszę pamiętać o niewchodzeniu na szóste piętro. Życzę pomyślnego nowego roku szkolnego - zakończyła przemówienie dyrektor McGonagall.
   A w Hogwarcie jak zwykle jasne i klarowne zasady! Mhm... zakaz wchodzenia na szóste piętro – co ty razem się tam ukrywa? Czyżby kolejny duch? O właśnie nie wiem czy wspominałam, ale w szkole pojawił się nowy duch. Postać, o której nic nie wiadomo! Kolejna tajemnica, kolejny sekret? Ile można.
   Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Do szkoły jak zwykle przybyli pierwszoroczni. Niektórzy pewni siebie, inni nieśmiali, jedni rozgadani, drudzy cisi, wśród nich był też i on – Tłusty Bert. Nikt nigdy nie poznał jego prawdziwej tożsamości. Z charakteru był cichy i spokojny, zawsze chodził swoimi ścieżkami. Ale wygląd…te oczy, ta twarz! Jego cera była śniada, włosy kruczoczarne, oczy duże i błękitne. Można się zakochać! Tylko ta jego waga, nie wiem dlaczego wszystkim to przeszkadzało? Jak dla mnie był małym piórkiem, które mogłabym podnieść jedną ręką.
   Wszystko wydarzyło się 24 czerwca. Chłopak pochodził z domu Puchonów, jak co dzień wybrał się na przechadzkę po zamku. Nigdy nie ruszał się bez jedzenia. Działało na niego jak narkotyk – jak jest, to źle, jak nie ma, jeszcze gorzej. Tym razem zapomniał. Czemu? Też się nad tym zastanawiam. Sięgając do kieszeni poczuł pustkę, zamiast bułki z szynką, serem, ciastka, batona – nie było tam nic! Wpadł w popłoch, nie za bardzo wiedział co ze sobą zrobić. Chodził w przód i w tył, w prawo i w lewo non – stop. Do czasu!
   Po szkole rozniósł się finezyjny zapach jedzenia – coś pieczonego? Może smażone? Bert nie zastanawiał się skąd dochodzi zapach – wiedział jedynie, że musi tam dotrzeć! I dotarł tylko już nigdy nie wrócił. Legenda mówi, że, gdy tylko jego stopa stanęła za drzwiami jednego z pomieszczeń znajdujących się  na szóstym piętrze, został wciągnięty. Do teraz nie wiadomo przez kogo. Od tej pory w rocznicę jego śmierci po cały zamku krążą głosy...
- Jeść…
- Jestem głodny…
- Dajcie mi coś!
Nie wiem czy to prawda. Może zwykłe plotki? Podobno na szóstym piętrze jest duch, ale nie Tłustego Berta! Duch Tego-Którego-Imnienia-Nie-Wolono-Wymawiać. Ale czy ja wiem - Voldek i gotowanie? To jak on i dzień bez zabijania…sama nie wiem. W całej tej historii najbardziej żal mi chłopca, młody, bystry inteligentny w sam raz kandydat dla mnie! Teraz jest już za późno, nie ten wiek, nie ta twarz. Choć nie powiem jestem niczego sobie. Dość już tych przechwałek! Mam złe przeczucia. Ta noc nie będzie spokojna…

poniedziałek, 23 czerwca 2014

1. Witajcie w Hogwarcie...

   Rose jeszcze raz zerknęła na swój wózek czy aby na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy i zaczęła biec w stronę magicznej barierki. Kiedy znowu je otworzyła, usłyszała zatroskany głos matki.

- Rose, Hugo pośpieszcie się! Nie mamy już czasu…
- Oj mamo…zdążymy! – odpowiedziała i zaczęła przyglądać się rodzinom znajdującym się na peronie. Nagle dostrzegła znajome twarze.
- Pociąg nie będzie na was czekał! – Hermiona znów upomniała dzieci.
- Mamo, mamo, spójrz! Albus, James, Lily, ciocia Ginny i wujek Harry tam stoją – Hugo nie patrząc na nic pobiegł przywitać się z kuzynostwem.
- Kochanie pamiętaj! Uważaj na siebie i na brata, nie oddalajcie się od szkoły i słuchajcie nauczycieli – odrzekła kobieta i również popędziła przywitać się z rodziną. Rose zaczęła rozglądać się za ojcem, lecz ten również rozmawiał już z Potterami. Dziewczyna też postanowiła dołączyć.
- Hermiona! Spokojnie, dadzą sobie radę – usłyszała głos taty, próbującego uspokoić swoją żonę.
- Patrz kto tam stoi! – zwrócił się do Albusa James. Wszyscy odwrócili głowy i spojrzeli za siebie.
- Scorpius…Syn Malfoy’ów.
- Dzieciaki wsiadajcie pociąg odjeżdża za minutę!
   
   Na nowych uczniów Hogwartu czeka wiele niespodzianek. Szkoła kryje wiele tajemnic.
Przeżyją tu swoje pierwsze głębsze uczucia, pierwsze zauroczenie, miłość – jak ja to uwielbiam! Swoje pamiętam jakby to było wczoraj. On. Męski, wysoki, szarmancki i dobrze wychowany, w dodatku duch. Zawsze miałam do nich słabość. Przenikał do obrazu, w którym się znajdowałam. Trzymał mnie za rękę, przytulał, zdarzało, że nawet pocałował. Nasza miłość rozkwitała z dnia na dzień. Do czasu aż nie pojawiła się ona… Czarnowłosy duch Heleny Ravenclaw – Szarej Damy. Wszystko pękło jak bańka mydlana a, marzenia o dożywotnim szczęściu prysły. Znów zostałam sama jak palec, a rana w moim sercu nie zniknie! Już nigdy!
   Za parę chwil w Hogwardzie pojawią się nowi uczniowie. Tiara przydziału jest już gotowa – do jakich domów trafią dzieciaki? Czy znów znajdzie się odważna trójka, która postanowi dokonać czynów na miarę starych czasów? Sama jestem tego ciekawa! Na mnie już czas, idę topić łzy w budyniu czekoladowym…

   Podróż minęła zadziwiająco szybko. Wciąż śmiała się z żartów jej brata bliźniaka, Hugo i słuchała opowieści Jamesa o szkole. Był od nich o rok starszy. Natomiast Albus prawie przez całą drogę się nie odzywał. Bardzo bał się ceremonii przydziału.
   Po opuszczeniu pociągu, Rose dostrzegła bardzo wysokiego mężczyznę z gęstą siwa czupryna i brodą. „Hagrid” - pomyślała. Rodzice wiele razy o nim opowiadali, a teraz miała szanse poznać go osobiście. Gajowy zaprowadził ich do łódek, aby razem z innymi pierwszorocznymi dostać się do zamku. Rudowłosej bardzo podobała się przejażdżka mimo ze podczas niej Hugo i James starali się rozkołysać korab.
W Sali Wejściowej powitała ich również siwiejąca profesor McGonagall.

- Za chwile odbędzie się ceremonia przydziału. Zostaniecie rozdzieleni do czterech domów – Gryffindoru, Hufflepuffu, Slytherinu lub Rawenclawu – nauczycielka pomimo, że sprawowała urząd dyrektora, nie zrezygnowała z witania nowych uczniów i przeprowadzania ceremonii przydziału.
   
   Rose i inni weszli do Wielkiej Sali. Dziewczyna zaczęła rozglądać się po średniowiecznym wnętrzu. Po chwili ujrzała Jamesa siedzącego przy stole Gryfonów. Spojrzała na Albusa, który cały trząsł się, nie zwracając uwagi na brata.
   McGonagall ustawiła stołek, na którym leżała bardzo zniszczona tiara. Była to Tiara Przydziału. Kobieta zaczęła wyczytywać nazwiska. Kolejno podchodziły dzieci i nakładały na głowę czarodziejski kapelusz. Rose była zbyt zajęta oglądaniem zaczarowanego sufitu, aby śledzić ceremonię. Nagle wyczytano nazwisko Albusa. Po sali rozniósł się szept. Jego ojcem był sam Harry Potter co nie dało spokoju uczniom. Po chwili wszyscy usłyszeli: "Gryffindor!". Uradowany Al popędził do stołu Gryfonów i usiadł koło brata.
   Potem nadszedł czas na innych, aż w końcu Hugo usiadł na stołku – "Gryffindor!" Teraz przyszła kolej na Rose. Rudowłosa nałożyła na głowę Tiarę i usłyszała cichy głos.

- Hufflepuff? Nie, nie, nie…Może Ravenclaw…? Widzę tęgi umysł, ale to nie to.
- Proszę! Niech to będzie Gryffindor!
- Gryffindor, Gryffindor, no nie wiem, nie wiem. A może masz rację? Tak, tak, zdecydowanie!
- Dziękuję!
- Tak, tak…tak więc – te słowa wypowiedziała już na cała salę – Slytherin! – wykrzyczała, a ze stołu Ślizgonów zaczęły dobiegać oklaski.

piątek, 20 czerwca 2014

Prolog...

   Od bardzo dawna żyję w Hogwarcie. Wiem wszystko o wszystkich, widzę więcej niż wam się wydaje. Wciąż obserwuję uczniów i nie tylko. Mam każdego na oku. Nic się przede mną nie ukryje. Znam wszystkie sekrety murów tej szkoły i jej mieszkańców. O wszystkim wiem pierwsza. 
   Już niedługo przybędą nowi studenci. Dzieci bohaterów starych dziejów. Ludzi, o których nikt nigdy nie zapomni, którzy zmienili losy świata czarodziejów. Każdy przywiezie ze sobą historię, którą dokończy pod moim nosem. Będę ich poznawać i po kilku latach będę ich znała lepiej od nich samych. Pokarzę im nowe ścieżki i drogi, którymi powinni podążać. Czy z tego skorzystają?
   Minęło niewiele czasu od Bitwy o Hogwart i śmierci Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. A nie. Czekaj. Wolno. Voldemort. 

- Voldemort powraca! - Ale w jakiej postaci?